„List z Limbazi” Stach Szulis

Recenzja
„List z Limbazi” Stach Szulis, Wydawnictwo Poligraf
Elżbieta jest ustatkowaną pięćdziesięcioletnią, spokojną kobietą. Na pozór mogłoby się wydawać, że szczęśliwą, która wiedzie udane życie przy boku męża i dwójki dzieci. W pewnym jednak momencie jej życie upada jak domek z kart. Relacje z mężem opierają się na wymianie zdań lub wyrzutów, a syn, zbuntowany przez ojca nie ma za grosz szacunku do matki. Dla niego wzorem jest tatuś, który pozwala mu na wszystko, łącznie z olewaniem szkoły i obowiązków. Antoni – mąż Eli, pokazuje synowi, że można kobiety traktować jak przedmiot, który tylko jest do usługiwania. On już wybrał dla swojego syna drogę życia, przez co też pozwala mu na karygodne zachowanie i nie pozwala Eli wtrącać się w jego wychowanie. Znosi wszystko naprawdę dzielnie, ale jak każda kobieta ma swoje ukryte pragnienia i marzenia. Niestety cały czas stopuje ją myśl, że w wieku pięćdziesięciu lat jest za późno na zmiany. Że zmarnowała swoją szansę i nie pozostaje jej nic innego jak trwać przy boku męża. Poznając mężczyznę w internecie odzyskuję namiastkę kobiecości i pozwala jej to, na chwilę zapomnieć o trudnym życiu rodzinnym. Dodaję jej pewności siebie i powoli zaczyna budzić się do życia. W chwili gdy wychodzi na jaw podwójne życie jej męża oraz tajemnice jej matki coś w niej pęka. A kumulacją tego wszystkiego jest odnaleziony przez przypadek list z Limbaži. A co w nim jest musicie się sami przekonać...
Książka ta ma swój specyficzny styl, który do mnie nie do końca trafił. Początek, w którym Ela, główna bohaterka opisuje swoje życie był trudny do przebrnięcia, bo zawierał, jak dla mnie za dużo opisu i brakowało dynamiki. Natomiast później gdy zaczęły wychodzić na jaw ciekawe historie z przeszłości autor ograniczył je do krótkich epizodów. Jednak opowieść ta ma w sobie bardzo dużo ważnych przesłanek, na które należy zwrócić uwagę. Pokazuje, jak czasem niektórzy potrafią traktować kobiety i nie dostrzegać w tym nic złego. Bo przecież naszym obowiązkiem jest dbanie o wszystko i wszystkich. A czas biegnie niemiłosiernie, i w którymś momencie jest już za późno na żale, że się czegoś nie zrobiło, lub nie zmieniło w swoim życiu. Historia Eli pokazała, że czasem warto zastanowić się nad własnym życiem i nie bać się mówić o tym co nam się nie podoba.
Koniec książki umocnił mnie w tym, że warto było przebrnąć przez bardzo długi początek, bo finał był bardzo zaskakujący. Nie należy ona do najłatwiejszych, ale fakt,że pisał ją mężczyzna, który opisywał wszystko z perspektywy kobiety, że ta praca nie była łatwa, ale wkład jaki w nią włożył, opłacił się. I w rzeczywistości książka wypada bardzo wiarygodnie.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

„Jedno życie” Anna Dąbrowska

"Lovely Trigger. Tristan i Danika. Tom III" R.K. Lilley