„Remy”
Katy Evans
Jedno
spojrzenie wystarczyło, aby rozpalić pragnienie, pożądanie i coś
co ukryte w mroku i zakamarku umysłu. Umysłu złożonego, ale
fascynującego. Niby wszystko jest jasne, ale nie w przypadku
Remiego. Remington Tate, bokser Podziemnej Ligi, mężczyzna, który
nie zna nawet siebie samego. Nie zawsze się kontroluje, traci część
siebie, traci wspomnienia, boryka się z pewną przypadłością,
którą myśli, że odstraszy wszystkich, ale nie ją. Brook nie jest
łatwo przepędzić, a on pragnie jej, chcę chronić, dać
bezpieczeństwo. Bo to ona skradła jego serce, zawładnęła jego
duszą. Ona przepędza jego mrok, który jest tam, on nigdy już nie
odpuści, z nim trzeba żyć. Jak im się to uda, dowiecie się
czytając „Remiego”, który skrada serca, chwyta za nie i nie
chce wypuścić.
„Całuje
ją, powoli rozchylając ustami jej wargi, żeby to nie tekst
piosenki powiedział jej, że ją kocham, nie głos, nie słowa, lecz
ja.”
„Remy”
to historia tego co się zadrzyło, opowiedziana oczami Remingtona, co ciekawsze ta
perspektywa przypadła mi bardziej do gustu. Uwielbiam zagłębiać
się w myśli mężczyzn. Przecież kobiecy punkt widzenia nie jest
mi obcy. Historia opowiedziana z męskiej perspektywy nabiera na
intensywności. Pokazuje naprawdę wiele. Remy ponownie skradł moje
serce, chociaż zrobił to już w pierwszej części w „Real”,
teraz ono już chyba pozostanie z nim na zawsze. Tę książkę
trzeba przeczytać, aby to poczuć, aby poczuć te wszystkie emocje,
uczucia. Katy Evans od pierwszego słowa zabiera nas w podróż,
której nie będziemy chcieć zakończyć. Podróż, która jest
cudowną przygodą, ale nie tylko, to coś więcej, ta książka
sprawia, że serce bije szybko, wręcz galopuje, ale my nie mamy tego
dosyć, my chcemy ciągle więcej, uzależniamy się, a takie
uzależnienie to czysta przyjemność. Gorąco polecam, rozpalcie swe
serca do czerwoności i nie gaście tego pożaru, niech się w nich
tli.
Komentarze
Prześlij komentarz